Zofia Zborowska-Wrona
Aktorka teatralna i filmowa, mama, influencerka i propagatorka zrównoważonego podejścia do życia. Aktywnie działa na rzecz poprawy losu zwierząt. W sposób szczególny szerzy ideę wykluczenia z użytku produktów testowanych na zwierzętach, instagram.com/zborowskazofia
Fot.: Dorota Szulc, instagram.com/szulcworks
Nowotwór to choroba, która może dotknąć każdego. Został u pani wykryty czerniak skóry we wczesnym stadium. Dlaczego zdecydowała się pani podzielić swoją historią z innymi?
Wiedziałam, że jak podzielę się swoją historią, to powstanie milion klikbajtowych artykułów o tragicznych tytułach, ale stwierdziłam, że sprawa jest tego warta. Odczekałam do porodu i zakończenia połogu, żeby mieć siłę zaangażować się w sprawę. Gdy ma się tak potężne zasięgi w mediach społecznościowych, nie można traktować ich tylko zarobkowo. Uważam, że to mój obowiązek udzielać się w kampaniach społecznych, mówić o rzeczach trudnych, pokazywać świat prawdziwy, a nie sztucznie wykreowany na potrzeby Instagrama. To samo dotyczy angażowania się w zbiórki dla chorych dzieci czy też udostępnianie psiaków, które szukają domu. Tego się trzymam i to jest dla mnie ważne.
W jaki sposób dowiedziała się pani o chorobie? Jak szybko od rozpoznania czerniaka przeszła pani leczenie chirurgiczne?
Dowiedziałam się o czerniaku podczas rutynowej wizyty kontrolnej. Byłam wtedy w 4. miesiącu ciąży. Cały proces przebiegł bardzo szybko, mimo że moje badania wysłałam jeszcze do patomorfologa, lekarza Michała Wągrodzkiego, aby i on skontrolował moje wyniki. Następnie wizyta na Ursynowie w Klinice Nowotworów Tkanek Miękkich, Kości i Czerniaków u prof. Rutkowskiego, a później docięcie blizny u dr Marii Krotewicz – i było po sprawie. Nie życzę nikomu takich nerwów, zwłaszcza w ciąży.
W kontekście szybkiego wykrycia wielu chorób oraz rozpoczęcia ewentualnego leczenia niezwykle ważna jest profilaktyka. Jak pani myśli, dlaczego tak wiele osób wciąż unika lekarza? Jak można przełamać swój strach?
Nie rozumiem takiego podejścia, że kiedy zapala się czerwona lampka w naszym samochodzie, to pędzimy do mechanika, a jak mamy alarmującą sytuację w naszym organizmie, to udajemy, że wszystko jest dobrze. Nie reagujemy, tak jakby nasza ignorancja miała w magiczny sposób powstrzymać chorobę. Dzięki regularnej profilaktyce możemy naprawdę uchronić siebie i bliskich przed przedwczesną chorobą, ale trzeba o niej pamiętać i się jej nie bać.
Wraz z mamą Marią Winiarską wspierała pani Tydzień Świadomości Czerniaka w 2022 roku. Jak pani postrzega rolę osób publicznych w propagowaniu profilaktyki i samobadania?
Tak jak już wspominałam o tym wcześniej, uważam, że jest to nasz obowiązek, zwłaszcza w kontekście zasięgów w mediach społecznościowych. Od momentu kiedy zaczęłam nagłaśniać temat czerniaka i jego profilaktyki, bardzo dużo osób skontaktowało się ze mną, informując, że moje działania nakłoniły je do przebadania się. Kilka osób podziękowało mi nawet, że uratowałam im życie, bo w ostatniej chwili wycięli czerniaka, a za parę miesięcy mogło być już późno. Takie wiadomości cieszą i dają wiarę, że media społecznościowe to nie tylko gołe pośladki, wytworne posiłki i słupy reklamowe.
W jaki sposób chroni pani swoją skórę latem? Jakich rad i wskazówek pielęgnacyjnych udzieliłaby pani naszym czytelnikom w kontekście dbania o swoją skórę i włosy w tym okresie?
Przede wszystkim nie wystawiam się na słońce bez ochrony. Kapelusz czy też czapka, chustka na ramiona i oczywiście krem z filtrem min. SPF50 na całe ciało! To właśnie przez moje lekkomyślne podejście do opalania nabawiłam się czerniaka i teraz szanse na pojawienie się kolejnego wzrosły u mnie aż do 10 proc. – tak samo u mojej córki. Zjarany nosek nie jest słodki, a czerwone plecy ze schodzącą skórą nie są śmieszne. Dbajcie o siebie cały rok, a latem w szczególności. Czerniak co roku zbiera ogromne żniwa…