Skip to main content
Home » Serce i krew » Pacjenci z zaburzeniami rytmu serca w czasie COVID-19
Serce i krew

Pacjenci z zaburzeniami rytmu serca w czasie COVID-19

Pacjenci-z-zaburzeniami-rytmu-serca-w-czasie-epidemii-COVID-19
Pacjenci-z-zaburzeniami-rytmu-serca-w-czasie-epidemii-COVID-19
Jakub Baran

Dr hab. n. med. Jakub Baran, Prof. CMKP

Pracownia Elektrofizjologii Klinicznej, Klinika Kardiologii CMKP, Szpital Grochowski im. dr. med. Rafała Masztaka

Czy pacjenci z zaburzeniami rytmu serca są bardziej narażeni na zakażenie?

Obecnie nie posiadamy takich danych, by móc stwierdzić, że ów pacjenci są bardziej narażeni na infekcję koronawirusem. Wiemy natomiast, że pacjenci z zaburzeniami rytmu serca mogą częściej potrzebować pomocy medycznej. A przez to być narażeni na zwiększoną liczbę kontaktów międzyludzkich i finalnie infekcję. Należy pamiętać jednak, jak bardzo różnorodna jest to grupa pacjentów. Wśród nich znajdują się pacjenci z uciążliwymi arytmiami w zakresie objawów, ale zazwyczaj nie zagrażającymi życiu. Na drugim biegunie znajdują się osoby ze złożonymi arytmiami komorowymi, gdzie nie tylko jakość życia może być osłabiona, ale i jego długość może być zagrożona. Te grupy pacjentów prawdopodobnie będą miały różne ryzyko zainfekowania.

Czy pacjentom z arytmią grozi cięższy przebieg choroby COVID-19?

Jeśli infekcja COVID-19 przebiega z pełnymi objawami to może dochodzić do nasilonej gorączki przez to do zaburzeń w nawodnieniu pacjenta, wydolności nerek skutkującym ciężkimi zaburzeniami elektrolitowymi. Ponadto, duży stres związany z ciężkim przebiegiem choroby powoduje wyrzut „czynników stresowych”. Wszystko to, może doprowadzić do ujawnienia się chorób arytmicznych skutkujących niebezpiecznymi komorowymi zaburzeniami rytmu serca. Nie bez znaczenia jest również współwystępowanie innych chorób, co najczęściej ma miejsce wśród ludzi starszych – grupa może ciężej chorobę przechodzić.

Czy należy przyjmować leki antyarymiczne? Czy leki na serce mają wpływ na przebieg infekcji COVID-19?

Takie badani nie były jeszcze prowadzone. Jednak wiadomo, że w czasie terapii pacjentów z ciężkim przebiegiem COVID-19 leczono ich lekami antyarytmicznymi, gdy wystąpiły zaburzenia rytmu serca. Dlatego wydaje się, że leki antyarytmiczne powinny być bezpieczne. Większe ryzyko dla zdrowia stanowi zapewne przerwanie ich przyjmowania.

Wizyta u kardiologa – jak można uzyskać poradę?

W obecnym świecie, odkrywamy przed pacjentami możliwość konsultacji zdalnej. W taki sposób wiele istotnych kwestii można rozstrzygnąć z minimalnym ryzykiem infekcji. W oczywisty sposób nie zastąpi to zbadania pacjenta jednak pozwoli przeprowadzić dokładny wywiad czy przeanalizować dokumentację medyczną. Ta droga w obecnej sytuacji jest najwłaściwsza. Jednak, jeśli konsultujący lekarz stwierdzi, że wizyta w poradni czy szpitalu jest konieczna to nie wolno z nią zwlekać.

Jak postępować w przypadku wystąpienia napadu migotania przedsionków (czy jechać na SOR)?

Napad migotania przedsionków zazwyczaj jest dobrze rozpoznawany prze pacjentów. Pacjenci nie powinni zwlekać ze zgłaszaniem się po pomoc do wykwalifikowanych ośrodków leczenia arytmii. Niekontrolowany napad migotania przedsionków może doprowadzić do zwiększonego ryzyka udaru mózgu, najgorszego z powikłań arytmii.

Planowy zabieg ablacji – czy poddać się zabiegowi?

Jeśli w związku z występowaniem arytmii występują niepokojące zdarzenia medyczne jak: zasłabnięcia, zawroty głowy, znacznie pogorszona tolerancja czy utrata przytomności to ablacja jest konieczna. Dlatego pacjenci z niepokojącymi objawami powinni być przyjmowani do szpitala na zabieg, który w rzeczywistości jest konieczny. Większość ośrodków elektrofizjologicznych, w tym Szpital Grochowski, w którym pracuje, wprowadziła specjalny system zabezpieczeń pacjenta przed zakażeniem. Pacjenci są badani na obecność wirusa w chwili przyjmowania tak, żeby zmniejszyć ryzyko infekcji od innego pacjenta na oddziale. Zabiegi ablacji przeprowadzane są w zabezpieczeniu pacjenta i zespołu zabiegowego, ryzyko infekcji pacjenta jest zredukowane.

Czy jest specjalna terapia dla osób z zaburzeniami rytmu serca, którzy zachorowali na koronawirusa?

W pierwszej kolejności ów pacjenci są leczeni w celu pozbycia się wirusa. Jednak, jeśli dojdzie to zaostrzenia zaburzeń rytmu serca to wówczas pełna gama leków i zabiegów jest stosowana w szpitalach jednoimiennych z dostępem do Pracowni Elektrofizjologii. Pracownia takie przypadki powinna przyjmować.

Next article
Home » Serce i krew » Pacjenci z zaburzeniami rytmu serca w czasie COVID-19
serce i krew

Liczy się dla mnie równowaga

Ablacja to małoinwazyjny zabieg kardiologiczny, który może całkowicie wyleczyć pacjenta z arytmii. O swoich doświadczeniach z chorobą i życiu po zabiegu opowiada Wojciech Łozowski „Łozo”, aktor, prezenter i były lider grupy Afromental.

Wojciech Łozowski „Łozo”

Aktor, prezenter i były lider grupy Afromental”

Jakie objawy dawały występujące u pana zaburzenia rytmu serca?

Pierwsze objawy arytmii pojawiły się już w dzieciństwie, jednak diagnozę częstoskurczu nadkomorowego otrzymałem dopiero po 27 latach chorowania. Ataki występowały u mnie średnio 3-4 razy w miesiącu i zwykle podczas aktywności fizycznej. Polegały na tym, że nagle przez około minutę moje serce biło bardzo mocno, co było widoczne nawet przez ubranie. Odczuwałem to, jakby serce przeskakiwało na inny, równoległy tor. Jako że działo się to często i przez lata, wypracowałem sposób, by wskakiwało na właściwy tor. Gdy pojawiał się atak, kładłem się na plecach i głęboko oddychałem, co powodowało, że bicie serca się uspokajało i mogłem wrócić do aktywności. Co ciekawe, czasami miało to miejsce na koncertach zespołu Afromental – wtedy wiele osób myślało, że to jakiś rodzaj performance’u, w rzeczywistości jednak musiałem po prostu spowolnić bicie swojego serca.

W jaki sposób dowiedział się pan o zaburzeniach rytmu serca?

Niestety diagnostyka częstoskurczu nadkomorowego, czyli rodzaju arytmii, jest trudna, gdyż zwykle nie można uchwycić go w badaniu EKG, robiąc echo serca czy nawet w badaniu Holtera. Miałem to szczęście w nieszczęściu, że raz przydarzył mi się atak inny niż wszystkie – trwał ponad 30 minut, co z kolei umożliwiło zapisanie zaburzeń podczas badania. Po przyjeździe do szpitala specjalista zdiagnozował częstoskurcz i zalecił wykonanie zabiegu ablacji. Tym sposobem po wielu latach dowiedziałem się wreszcie, na co choruję i w jaki sposób się to leczy.

Czy zabieg ablacji wiązał się z jakimiś wyrzeczeniami?

To nie jest zabieg, który boli i do którego trzeba się jakoś specjalnie przygotowywać. Jest krótki i chyba najtrudniejsze w nim jest to, że wykonywany jest bez narkozy, czyli znieczulenia ogólnego, tym samym pacjent ma świadomość, co się z nim dzieje i czego właśnie doświadcza. Bezpośrednio po zabiegu najtrudniejsze jest to, że nie można się ruszać przez ponad dwie doby. Później przez minimum rok należy prowadzić oszczędny tryb życia – nie uprawiać sportów, dźwigać itp. Jest to dość uciążliwe, zwłaszcza gdy wcześniej było się aktywnym człowiekiem. Ale taka przerwa, ten czas, by ułożyć sobie w głowie wiele rzeczy na nowo, można dobrze wykorzystać. Pamiętam, że każdy atak był dla mnie dużym stresem, gdyż wiązał się z myślami czy minie, czy jednak nie i tym razem umrę. Dlatego też uważam, że chociaż zabieg ablacji napawa lękiem i faktycznie jest związany z wyrzeczeniami, to warto się na niego zdecydować, gdyż umożliwia całkowite wyleczenie.

Czy po zabiegu musiał zmienić pan dotychczasowy styl życia?

Na początku musiałem być bardzo ostrożny – sprawdzałem, co mogę, a czego nie. Każde szybsze bicie serca napawało lękiem, dlatego też zdecydowałem się na specjalistyczną pomoc, która umożliwiła mi wyleczenie się z nerwicy lękowej. Z czasem, gdy z sercem nic się nie działo, wróciłem do życia w pełni. Myślę jednak, że dzięki chorobie stałem się dojrzalszy, wiem, że mogę przejść wiele i poradzić sobie nawet z dużymi trudnościami. Teraz jestem 10 lat po zabiegu i moje serce nadal jest w doskonałej kondycji. Mam jednak większą świadomość i wiem, jak cieszyć się życiem, ale sobie nie szkodzić – bardziej dbam o ciało, regularnie ćwiczę, jem lepiej i ogólnie żyję zdrowiej. Przy czym w tym wszystkim liczy się dla mnie równowaga – moje życie płynie w rockandrollowym rytmie, jednak już bez tego przerażającego uczucia, jakiego doświadczałem żyjąc z arytmią.

Jaką pana zdaniem rolę odgrywają osoby publiczne w kwestii edukowania społeczeństwa, np. na temat chorób serca i ich profilaktyki?

Uważam, że istotne jest, by osoby publiczne dzieliły się swoimi historiami, życiem bez koloryzowania, bo dzięki temu mogą wspomóc innych w tym, by łatwiej uporały się ze swoimi trudności. Myślę, że mój przypadek może pokazać innym, że chociaż przez wiele lat żyłem z chorobą, często było z nią trudno, to ostatecznie postawiono diagnozę i wyleczono mnie, co może dawać innym nadzieję i siłę, by walczyć o swoje zdrowie. Oczywiście nie uważam, że jest to obowiązek osób publicznych, jednak bardzo się cieszę, że wiele z nich ma taką potrzebę i tym samym pomaga innym. Ponadto wydaje mi się, że takie historie jak moja to też świetny sposób na to, by zachęcić innych nie tylko do badań profilaktycznych, ale również do leczenia – dzięki ablacji moje życie naprawdę stało się lepsze, dlatego myślę, że zachęci to innych chorych do podjęcia decyzji o zabiegu.

Jakie są pana rady dla pacjentów kardiologicznych, a także osób w grupie ryzyka?

Jeżeli ktoś czuje, że coś niedobrego dzieje się z jego sercem, to powinien wiedzieć, że warto szukać przyczyny tych problemów. Trzeba znaleźć kilku naprawdę dobrych specjalistów, którzy spojrzą na przypadek z różnych perspektyw i postawią diagnozę. Nie bagatelizujmy problemów kardiologicznych. Ponadto, jeśli już wiadomo, jakie to schorzenie i jakie są zalecenia, to nie warto się bać. Wiem, że zabiegi kardiologiczne budzą pełno wątpliwości i napawają lękiem, jednak mogę powiedzieć na moim przykładzie, że dopiero po ablacji odetchnąłem z ulgą, nie boję się o kondycję serca i żyję w pełni.

Next article