Skip to main content
Home » Serce i krew » O problemach zdrowotnych trzeba mówić głośno i bez wstydu
Serce i krew

O problemach zdrowotnych trzeba mówić głośno i bez wstydu

Fot.: Łukasz Partyka

Artur Barciś

Aktor oraz reżyser filmowy i teatralny

Podstawowa zasada jest taka, że jeśli coś złego się dzieje, a jeszcze nie ma objawów, to pewnie jest to do wyleczenia. Jak już pojawią się objawy, to może się okazać, że jest za późno. Zawsze wszystkich zachęcam do tego, żeby się badać. Ani nie jest to drogie, ani długo nie trwa – mówi znany aktor Artur Barciś, który swoim wizerunkiem często wspiera kampanie dotyczące profilaktyki zdrowotnej. W rozmowie z nami mówi o tym, co motywuje go do udziału w inicjatywach prozdrowotnych oraz dlaczego głos artystów i innych znanych osób jest tak ważny w przełamywaniu tabu i zachęcaniu ludzi do mówienia o swoich problemach.


Panie Arturze, często stara się pan zachęcać innych do badań i do budowania świadomości w zakresie zdrowia. Dlaczego uważa pan, że mówienie o zdrowiu jest ważne?

To bardzo ważne, bo większość Polaków się nie bada, a przecież to jest takie proste… Wystarczy zrobić morfologię krwi i już można się czegoś dowiedzieć o stanie swojego organizmu, przekonać się, czy nie dzieje się w nim coś złego. To chyba oczywista sprawa, ale niestety jednocześnie funkcjonuje bardzo fałszywe powiedzenie, że lepiej się nie badać, bo jeszcze coś znajdą… To jest tak głupie, że aż wstyd o tym mówić! Jeżeli coś jest, to trzeba to znaleźć. Podstawowa zasada jest taka, że jeśli coś złego się dzieje, a jeszcze nie ma objawów, to pewnie jest to do wyleczenia. Jak już pojawią się objawy, to może się okazać, że jest za późno. Zawsze wszystkich zachęcam do tego, żeby się badać. Ani nie jest to drogie, ani długo nie trwa. Większość podstawowych badań można zrobić przecież za darmo, a jeśli już ktoś się bardzo śpieszy i nie chce czekać rano w kolejce lub kilka dni na wizytę w przychodni, to będzie to wydatek rzędu zaledwie kilkudziesięciu złotych. Zachęcam wszystkich do badań, bo dzięki nim można nie zachorować, a przede wszystkim można żyć, jeśli okaże się, że jakiś problem zdrowotny już jednak jest.

Angażując się w różne kampanie społeczne, daje pan tym kampaniom swój wizerunek: swoją twarz i swój głos. Jakie kryteria decydują o wyborze przez pana kampanii społecznych, w których bierze pan udział?

Angażuję się w kampanie, które są organizowane w słusznym celu, a większość tych związanych ze zdrowiem ma przecież dobre założenia. Uważam, że osoby znane powinny w pożyteczny sposób wykorzystywać swoją popularność i robić dla innych coś dobrego. Dawanie swojej twarzy czy uczestnictwo w takich kampaniach traktuję wręcz jako swój obowiązek wobec ludzi, którzy są pokrzywdzeni przez los, bo są chorzy albo im się coś w życiu po prostu nie udało, a wiemy, że i tak czasem bywa.

Dużym problemem było kiedyś to, że ludzie wstydzili się mówić o swoich problemach. Liczne kampanie, w których brały udział osoby znane z afiszy teatralnych, małych i dużych ekranów, fal radiowych i estrad sprawiły, że zaczynamy przełamywać kolejne tabu. Co pana zdaniem wpłynęło na to, że taka zmiana zaczęła zachodzić w społeczeństwie?

Myślę, że to się zmienia, bo o wielu rzeczach mówi się już teraz głośno i bez wstydu. Takim problemem była kiedyś depresja. Dziś jest już traktowana jak choroba taka sama jak każda inna. Większość ludzi nie wstydzi się o niej mówić. Przecież ona nie pojawiła się nagle. Była z nami od zawsze, tylko wcześniej nie została jeszcze nazwana. Kiedyś mówiło się: „O, jaki ten ktoś jest smutny” i przechodziło nad tym do porządku dziennego. Dziś wiadomo już, że jeśli ktoś jest za długo smutny i nie ma do tego szczególnych powodów, to najprawdopodobniej jest chory. Wiemy też, że depresję można już leczyć i dzięki temu normalnie żyć oraz cieszyć się swoim życiem. Jeśli coś, co do tej pory było wstydliwe, tak jak np. kolonoskopia, zaczyna być czymś naturalnym, to ludzie się ośmielają. Niestety, podstawowy problem z chorobami jest taki, że ludziom nie chce się pójść do lekarza. Wiadomo oczywiście, że może to być gehenną, bo doskonale przecież znamy problemy ochrony zdrowia w Polsce. Mówię jednak o zwykłym, podstawowym badaniu, które już może przynieść nam jakąś wiedzę o tym, czy w organizmie nie dzieje się coś złego.

Mówił pan o tym, że ważne jest to, by osoby w kryzysie, czy to psychicznym, czy też jakimkolwiek innym zdrowotnym trafiały jak najszybciej do specjalistów. Jakie przesłanie chciałby pan przekazać osobom, które widzą, że dzieje się z nimi coś niedobrego, ale jeszcze wahają się, czy szukać profesjonalnej pomocy?

Ja mogę przekazać im tylko prostą prawdę: jeśli tego nie zrobicie, to będzie tylko gorzej. Warto zrobić to, co jest ważne dla naszego zdrowia i życia, czyli zbadać się lub skonsultować z lekarzem. Jeśli mąż nie chce pójść na badanie, to niech go do tego namówi jego żona. Żony naprawdę często mają duży wpływ na mężczyzn, zwłaszcza w kwestiach zdrowotnych. Tymczasem to panowie są tymi, którzy wstydzą się najbardziej, a nie powinni. Przecież nie ma niczego niemęskiego w tym, by po prostu pójść do lekarza i się zbadać.

Next article
Home » Serce i krew » O problemach zdrowotnych trzeba mówić głośno i bez wstydu
serce i krew

Niewydolność serca a wykluczenie społeczne seniorów

Problem zachorowalności na niewydolność serca (NS) to wyzwanie cywilizacyjne, którego skala uprawnia nas do nazywania go prawdziwą epidemią.

Prof. dr hab. n. med. Adam Witkowski

Prezes-Elekt Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego

Już dziś chorobę zdiagnozowano u ponad miliona Polaków, wiemy jednak, że ta liczba z roku na rok będzie się gwałtownie powiększać. Niewydolne serce jest bowiem ceną, którą płacimy za dłuższe życie i skuteczne leczenie incydentów sercowo-naczyniowych.

Rozwój procedur kardiologii interwencyjnej na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat spowodował, że zawał serca przestał być synonimem wyroku śmierci. Śmiertelność wewnątrzszpitalna kształtuje się na poziomie ok. 6,5 proc. (w ciągu roku od incydentu) dla chorych leczonych interwencyjnie, co oznacza, że dla dominującej większości wypis to szansa na nowe życie. Dla wielu będzie to jednak dopiero początek walki o zdrowie. Jednym z możliwych powikłań po przebytym incydencie będzie właśnie niewydolność serca, która poprzez stopniowe pogarszanie się funkcji serca i kolejnych narządów organizmu nieuchronnie prowadzi do jego wyniszczenia. O NS mówimy także przy wadach zastawkowych. Wraz z wiekiem i towarzyszącą mu naturalną eksploatacją serca pojawiają się także niezdiagnozowane wcześniej problemy strukturalne, np. niedomykalność zastawki mitralnej czy zwężenie zastawki aortalnej. To schorzenia, które stają się rzeczywistością dzisiejszych siedemdziesięcio-, osiemdziesięcio- czy dziewięćdziesięciolatków i nigdy wcześniej nie występowały na taką skalę.

Myśląc o trudnościach ruchowych, z którymi borykają się osoby starsze, najczęściej podajemy problemy ortopedyczne czy reumatyczne. Rzadko wskazujemy na niewydolność serca, która skutkuje permanentnym osłabieniem, zmęczeniem nawet przy niewielkim wysiłku, obrzękami podudzi czy dusznością pojawiającą się nawet w spoczynku – tłumaczy prof. dr hab. n. med. Adam Witkowski, Prezes-Elekt Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego.

Niewydolność serca prowadzi też do analogicznej choroby nerek, skutkiem czego chorzy zmagają się z narastającymi obrzękami nóg, bólami głowy, częstomoczem i postępującym wyniszczeniem. Seniorzy stopniowo wycofują się więc z aktywnego życia, ostatecznie całkowicie się uniesamodzielniając. Zdrowotne konsekwencje to nie tylko problemy z wykonywaniem codziennych, prozaicznych czynności, takich jak zrobienie zakupów czy wejście po schodach. Stają się również przyczyną wstydu, apatii i depresji wynikających z uzależnienia od osoby trzeciej. Pojawia się również uczucie samotności, bo dla tych często energicznych i towarzyskich osób nową okolicznością jest uwięzienie we własnym domu i strach przed komunikowaniem własnych potrzeb.

W dobie starzejącego się społeczeństwa kwestia niewydolności serca to dla systemu wyzwanie, przed którym nie ma ucieczki. Skala zachorowalności wymusza na decydentach podjęcie wielowymiarowych działań, które odpowiedzą na potrzeby seniorów i zaproponują im rozwiązania. Dlatego też leczenie niewydolności serca oraz podnoszenie świadomości na jej temat stało się jednym z priorytetów Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego. Wartość edukacyjną niesie również kampania społeczna „Stawka to życie. Zastawka to życie”, która promuje mało inwazyjne zabiegi przezcewnikowe w wadach strukturalnych serca. Dzięki nim także pacjenci wysokiego ryzyka operacyjnego, czyli właśnie seniorzy, mogą w sposób bezpieczny odbyć korekcję wady i wrócić do utraconej sprawności.

W tym roku koncentrujemy się na cierpiących na niedomykalność zastawki mitralnej, którzy do tej pory ze względu na wiek lub stan kliniczny nie kwalifikowali się do leczenia operacyjnego. Wierzymy, że dzięki naszym działaniom o mało inwazyjnych zabiegach zacznie się mówić w przestrzeni publicznej, a tym samym – ich liczba wzrośnie do tej pożądanej – kwituje prof. Witkowski, który kampanię koordynuje już od 2015 roku.

Next article