Marianna Reguła
Od ponad piętnastu lat walczy z nowotworem
Pani Marianna od ponad piętnastu lat walczy z nowotworem. Mimo kilku nawrotów choroby nie poddaje się i pomaga innym kobietom chorym na raka. Skąd bierze siłę na walkę z chorobą i pomaganie innym?
Jak zaczęła się pani choroba? Jak dowiedziała się pani o raku?
W roku 1999 poszłam na rutynowe badanie do ginekologa wykonać cytologię. Podczas badania pani doktor wyczuła guzek w jednej z piersi. Dalsza diagnostyka wykazała nowotwór i wówczas przeszłam pierwszy zabieg chirurgiczny. Nawrót choroby pojawił się w 2005 roku, wtedy wycięto mi pierwszą pierś.
Jaka była pani pierwsza myśl, gdy dowiedziała się pani o nawrocie choroby?
Kiedy po raz pierwszy usłyszałam, że mam raka, byłam kompletnie załamana. Bałam się czytać książki, artykuły w gazetach na temat nowotworów. Po pierwszej operacji nie byłam w stanie patrzeć na swoje blizny. Rok 2009 to przerzuty na drugą pierś. Wycięcie samych węzłów chłonnych nie przyniosło skutków. Na stół operacyjny trafiłam już po miesiącu od poprzedniej operacji. Wycięto mi również drugą pierś.
Skąd wzięła pani siłę by kolejny raz stanąć do walki?
W 2005 roku trafiłam do Stowarzyszenia „Amazonki” Warszawa-Centrum i to tam otrzymałam pomoc. Na początku byłam słuchaczem, uczestniczyłam w warsztatach, jeździłam na spotkania. Z czasem sama zaczęłam pomagać kobietom takim jak ja. To rozmowy z innymi chorymi kobietami i niesienie im pomocy dają mi siłę by walczyć i cieszyć się życiem.
Kto okazał się pani największym wsparciem podczas choroby?
W mojej rodzinie jestem pierwszą osobą chorującą na nowotwór. Nie chciałam zamęczać rodziny moim rakiem. Oczywiście wiedzieli, że mam nowotwór, ale najszczersze rozmowy o obawach, bólu i niepewności przeprowadziłam z kobietami ze Stowarzyszenia „Amazonki” Warszawa-Centrum. Bliscy chorych często mają większy problem z pogodzeniem się z chorobą niż sami chorzy. Trzeba pamiętać, że oni także potrzebują pomocy i rozmowy.
Jaki jest pani sposób na walkę z czasem? Stara się pani czerpać z życia jak najwięcej czy raczej oszczędza pani siły na walkę z chorobą?
Przede wszystkim staram się pomagać innym. Pamiętam także, że mimo tego, że nie mam piersi nadal jestem kobietą. Nie zdecydowałam się na rekonstrukcję, bo w moim wieku nie jest mi to już potrzebne. Ale to, że nie mam piersi nie znaczy przecież, że nie mogę ładnie wyglądać. Wraz z koleżankami ze Stowarzyszenia „Amazonki” Warszawa-Centrum uczestniczymy w warsztatach makijażu, chodzimy do kosmetyczki, na masaże. Staramy się żyć normalnie, bo nadal jesteśmy normalnymi kobietami. Oczywiście mam gorsze dni, ale staram się nie myśleć o nawrocie choroby. Chcę wykorzystać każdy dzień na zrobienie czegoś dobrego.
Co chciałaby pani powiedzieć kobietom, które tak jak pani muszą ponownie walczyć z nowotworem, ale dopiero dowiedziały się o nawrocie choroby? U kogo powinny szukać pomocy?
Chciałabym im powiedzieć, że nawrót choroby nie jest ostatecznym wyrokiem. Muszą walczyć i nie poddawać się. Z tą chorobą można wygrać. Kobiety, nie tylko te, które już chorowały na nowotwór, ale wszystkie powinny pamiętać o regularnych badaniach. O cytologii, o samokontroli piersi. Jeśli tylko zauważą, że coś niepokojącego się z nimi dzieje, muszą iść do lekarza. Bo rak nie boli – kiedy zaczyna boleć, może to oznaczać, że jest już za późno.