Skip to main content
Home » Neurologia » Zrobię wszystko, żeby stanąć na wysokości zadania
neurologia

Zrobię wszystko, żeby stanąć na wysokości zadania

żyć
żyć
Fot.: Agata Serge/Repablo AW2018/2019

Rafał Maślak

Przyszły tata, influencer, możemy go oglądać w programie „Dance, Dance, Dance”, w którym tańczy z Marceliną Zawadzką

Jakiś czas temu mogliśmy zobaczyć twoje zdjęcia sprzed 10 lat. Nie da się ukryć, że bardzo się przez ten czas zmieniłeś. Co wywołało w tobie chęć zmiany?

Choroba – nadczynność tarczycy, która w wyniku podania zbyt dużej dawki jodu radioaktywnego, zmieniła się w niedoczynność. Kiedy po kilku latach stan zdrowia się ustabilizował, wiedziałem, że chcę zacząć nowy etap w życiu. W trakcie choroby koledzy często mnie wyśmiewali – byłem wtedy bardzo chudy, więc przezwisko „kościotrup” bardzo szybko do mnie przylgnęło. Może dziś wydawać się to śmieszne, ale wtedy naprawdę siebie nie lubiłem. Nie czułem się pewnie i nie wierzyłem w siebie w ogóle.

Od czego zaczęła się twoja przemiana? Jak wyglądały twoje początki prowadzenia zdrowego trybu życia?

Zaczęło się od ćwiczeń w domowej „siłowni”. Nie był to profesjonalny sprzęt. Wszystko zrobione z pomocą braci i taty ze starych części mechanicznych, kół zębatych, o które nie trudno było na wsi. Sprzęt to jedno, ale najtrudniejszym było nauczenie się wszystkiego od podstaw samemu. Moi rodzice nie byli majętni, więc nie było mowy o konsultacjach u dietetyka czy treningach z trenerem personalnym. Prawidłowej techniki wykonywania ćwiczeń czy ustalania idealnej dla mnie diety, musiałem nauczyć się sam. I nauczyłem się, na naprawdę wielu błędach okupionych złością, żalem, kontuzjami…

Czy miałeś momenty kryzysowe, w których chciałeś odpuścić?

Momenty kryzysu pojawiały się niejednokrotnie. Zazwyczaj wtedy, kiedy okazywało się, że po trzech miesiącach trzymania ścisłej diety i robienia treningów pięć razy w tygodniu, w ogóle nie przybywało mi masy mięśniowej. Dziś już wiem, że wynikało to ze złej techniki i złego zbilansowania diety. Ale nigdy nie odpuściłem. Jestem z tych, którzy podejmując działanie, nie spoczną, póki nie osiągną zamierzonego celu. Poza tym, nie oszukujmy się, ciężko jest żyć bezustannie pod dyktando treningów z zachowaniem diety, kiedy większość rówieśników korzysta w pełni z młodości. Starałem się to łączyć, ale potrzeba zmiany była we mnie tak duża, że zazwyczaj rezygnowałem z przyjemności na rzecz pracy nad sobą. Z czasem zauważyłem, że zmiana stylu życia zmieniła nie tylko moje ciało, ale też mnie. Zacząłem być bardziej pewny siebie, uwierzyłem, że mogę osiągnąć wszystko.

Rafał Maślak: Z czasem zauważyłem, że zmiana stylu życia zmieniła nie tylko moje ciało, ale też mnie. Zacząłem być bardziej pewny siebie, uwierzyłem, że mogę osiągnąć wszystko.
Fot.: Agata Serge

Jak radzisz sobie ze swoją tarczycą? Jaką radę dałbyś osobom, które zmagają się z podobnymi schorzeniami?

Mimo że muszę do końca życia brać leki regulujące pracę tarczycy, nie czuję się osobą chorą. Funkcjonuję normalnie, nie użalam się nad sobą i nie szukam wymówek. Działam, żyję aktywnie, regularnie odwiedzam lekarza i robię badania kontrolne. Teraz, kiedy trenuję do programu „Dance, Dance, Dance” kilkadziesiąt godzin tygodniowo, zwracam więcej uwagi na regenerację. To jeden z najważniejszych elementów w zachowaniu zdrowia podczas dużego wysiłku.

Czy wiadomość o tym, że będziesz tatą zmieniła twoje podejście do życia? Czy coś przewartościowała?

Początkowo myślałem, że nie. Im bliżej pojawienia się na świecie naszego synka, tym więcej mam wątpliwości i pytań… Czy dam radę? Jak to wszystko będzie? Czy będę dobrym ojcem? Ale takie pytania zadaje sobie chyba każdy rodzic. Staram się nie zaprzątać sobie głowy wątpliwościami. Śmiejemy się z moją żoną Kamilą, że nasz synek sam szybko pokaże nam, jak będzie wyglądało nasze rodzicielstwo i życie przez najbliższe miesiące, lata. Wierzę, że będzie dobrze. Najważniejsze, żeby dziecko było zdrowe, a Kamila miała możliwość odpoczynku. Zrobię wszystko, żeby stanąć na wysokości zadania.

Next article
Home » Neurologia » Zrobię wszystko, żeby stanąć na wysokości zadania
Onkologia

Gdy twoje dziecko ma raka, a Ty nie możesz mu pomóc

Choroba nowotworowa dziecka jest szczególnie trudnym doświadczeniem dla rodzica. Co pomaga w takiej sytuacji? O codzienności z rakiem w tle opowiada pani Monika – mama Piotrka, pacjenta onkologicznego.

Monika---mama-Piotrusia,-pacjenta-onkologicznego

Monika

Mama Piotrusia, pacjenta onkologicznego

Jakie myśli pojawiają się w głowie matki, która słyszy, że jej syn ma nowotwór?

W pierwszej chwili pojawił się strach, który dosyć szybko minął i zastąpiło go poczucie, że wreszcie wiadomo, co mu dolega oraz że będzie można go leczyć. W naszym przypadku diagnoza nie pojawiła się od razu, bo od momentu zauważenia guza przy żuchwie do momentu postawienia diagnozy minęło pół roku. W tym czasie Piotrek miał wykonywane różne badania, których wyniki nie wykazywały nic niepokojącego i dopiero, gdy trafił na oddział onkologii i hematologii, zdiagnozowano chłoniaka Hodgkina, czyli dość rzadko występujący nowotwór krwi. Wtedy musiałam zaufać lekarzom, i chociaż miałam różne obawy, wiedziałam, że jest w dobrych rękach.

Co było dalej? Taka diagnoza zwykle na długo podcina skrzydła.

Zgadza się, nie jest łatwo szybko to poukładać, ale chociaż jako mama i człowiek bałam się, to był we mnie spokój, który porządkował codzienność. Piotrek to chłopiec, który już od narodzin musiał walczyć – jest dzieckiem autystycznym, a dodatkowo urodził się z przepukliną przeponową, zamartwicą i niedotlenieniem, dlatego też wiedziałam, że tak jak radzimy sobie z innymi chorobami, tak samo damy sobie radę także z nowotworem. I chociaż takie myślenie nie jest standardowe, to nauczył mnie właśnie tego mój syn – odkąd przyszedł na świat, uczy mnie pokory i tego, że życie jest nie tylko kolorowe, ale także brutalne. Najważniejsze w tym wszystkim jest jednak to, by to, co przynosi przyjmować z pokorą.

A jak wygląda wasza codzienność? Mówi się, że gdy choruje jedna osoba w rodzinie, to często „choruje” cała rodzina.

Dla mnie priorytetem było to, by mimo choroby, nie wprowadzać w życie paniki i próbować żyć tak, jak przed chorobą syna. Oprócz Piotrka wychowuję samotnie także jego brata bliźniaka, Pawła, dlatego zależało mi, by chłopcy spędzali czas razem, bez ukrywania, że choroby nie ma, ale jednak czerpiąc z tego, co przynoszą kolejne dni. Dlatego chociaż musiałam zrezygnować z pracy, by być z Piotrkiem w szpitalu i chociaż w tym czasie Paweł był pod opieką babci, to, gdy wszyscy w trójkę wracaliśmy do domu, bez analizowania, cieszyliśmy się naszą codziennością i próbowaliśmy się uśmiechać, grać, czytać, gotować, odrabiać lekcje i wykonywać wspólnie te wszystkie prozaiczne czynności, by mimo choroby, żyć.

A czy pojawiły się trudności?

Po diagnozie nowotworu u dziecka zawsze pojawiają się trudności. Np. gdy po chemioterapii wystąpiły inne, przewlekłe choroby, pojawił się gniew i pytanie „Dlaczego moje dziecko jest chore?”, innym razem, gdy np. miałam wyrzuty sumienia, że tak dużo czasu spędzam z chorym dzieckiem, a zdrowe pozostaje w domu pod opieką babci, był wieczorny płacz w poduszkę, gdy chłopcy już spali. Ale w tych trudnych chwilach radziłam sobie jak mogłam – próbowałam tłumaczyć tę sytuację na wiele sposobów, pocieszałam się, że damy sobie radę i będzie dobrze. Przeszliśmy przecież już wiele kryzysów w życiu, dlatego rozbudzałam w sobie każdego dnia nadzieję, że kolejne trudności też przetrwamy.

Co daje pani siłę do walki z chorobą i nadzieję na przyszłość?

Siłę dają mi przede wszystkim synowie. Pomimo chorób Piotrek jest wysokofunkcjonujący, ma talent muzyczny, jest uśmiechnięty i dużo się modli – mówi, że oddał wszystko w ręce Boga i co będzie, to będzie. Z kolei Paweł chociaż jest typowym nastolatkiem, to jest silnie związany z chorym bratem, wspiera go i potrafi zrozumieć. Dlatego siłę daje także to, że cała nasza trójka pracuje na to, by osiągnąć szczęście. W trudnych chwilach myślę także o tym, że dzieci są lustrem rodziców, dlatego staram się dbać nie tylko o chłopców, ale również o siebie. Wspierają mnie w tym także moi przyjaciele i dobrzy ludzie, których spotykam, dzięki czemu mogę myśleć pozytywnie i w konsekwencji nie przyciągać złych rzeczy. I chociaż nowotwór dziecka jest trudnym doświadczenie, to wiem, że musimy iść dalej, nawet gdy czasem nie jest dobrze, to musimy sobie radzić.

Next article