Zaczęło się niewinnie – od trądziku, który pojawił się nagle po 20. roku życia. Przez lata szukałam rozwiązania, leczyłam objawy, nie wiedząc, że prawdziwa przyczyna leży głębiej. Dopiero wizyta u endokrynologa ujawniła pełny obraz: Hashimoto, niedoczynność tarczycy, PCOS, hipoglikemia reaktywna. To był moment przełomowy – nie tylko w diagnozie, ale i w podejściu do zdrowia. Dziś wiem, że leczenie to nie tylko tabletka, ale styl życia, balans i świadomość własnego ciała – mówi Aleksandra Grysz, dziennikarka Pytania na Śniadanie i mama Tymka.
Czy mogłaby pani opowiedzieć o procesie diagnozowania choroby Hashimoto oraz innych schorzeń, z którymi się pani zmaga? Jakie były pierwsze objawy, które skłoniły panią do poszukiwania pomocy medycznej?
Wszystko zaczęło się od trądziku. Mimo że w okresie dorastania nie mierzyłam się z tym problemem, nagle pojawił się po ukończeniu 20. roku życia. Próbowałam niemal wszystkiego – kremy, maseczki, zabiegi na twarz, wizyty u najlepszych dermatologów, leczenie izotretynoiną – i nic. Chwila poprawy i problem znów wracał. W końcu znajoma poleciła mi lekarza ginekologa-endokrynologa w Warszawie. Po pierwszej wizycie zlecił mi wiele badań, na podstawie których w końcu po tylu latach udało się znaleźć źródła problemu: niedoczynność tarczycy, hashimoto, PCOS, hipoglikemia reaktywna. Trądzik był tylko jednym z wielu objawów. Była też nadmierna senność w ciągu dnia, ciągłe zmęczenie, nadmierne owłosienie, problemy z koncentracją. Okazało się, że przez wiele lat szukałam tylko sposobów na złagodzenie objawów, bo żaden z lekarzy wcześniej nie starał się nawet znaleźć przyczyny ich powstawania.
Jakie kroki podjęła pani, aby skutecznie zarządzać chorobą Hashimoto? Jakie źródła wsparcia i informacji były dla pani najważniejsze?
Słuchałam przede wszystkim mojego lekarza. Zaczęliśmy od wprowadzenia Euthyroxu – kontrolując poziom TSH staraliśmy się dostosować odpowiednią dawkę. Ale ta poranna tabletka to nie jest rozwiązanie. Trzeba zmienić styl życia. Ograniczyć stres, zasypiać o regularnych porach, zdrowo się odżywiać i nie uprawiać mocno wysiłkowych sportów. Zamiast tego spacery, joga… po prostu życiowy balans.
Czy przed zajściem w ciążę obawiała się pani, że problemy z tarczycą, PCOS i hipoglikemią reaktywną wpłyną na płodność i przebieg ciąży?
Bardzo. Dlatego jeszcze bardziej zaczęłam dbać o siebie, o swoją codzienną dietę i regularny ruch. Przed rozpoczęciem starań zrobiłam jeszcze badania krwi, żeby mieć pewność, że sytuacja jest pod kontrolą.
Jakie zmiany musiała pani wprowadzić w swojej diecie i suplementacji w czasie ciąży?
Niewiele, ale jednak, podnieśliśmy dawkę Euthyroxu. Poza tym, tak jak przed ciążą, suplementowałam kwas foliowy w postaci metafolianu i kwasy Omega. Nie wyobrażam też już sobie życia bez suplementacji witaminą D3 i – tu może kogoś zaskoczę – ale tak samo przed, po i w ciąży dbałam szczególnie o suplementowanie odpowiednich probiotyków.
Czy po porodzie zauważyła pani zmiany w funkcjonowaniu tarczycy? Czy pojawiły się jakieś nowe wyzwania zdrowotne?
Nie wiem, czy to możliwe, ale mam wrażenie, że tarczyca po porodzie działa lepiej niż przed… Połóg to był bardzo wymagający czas dla mnie, mojej psychiki, organizmu. Dziś czuję się dużo silniejsza i bardziej świadoma. W pewnym sensie jestem wdzięczna losowi za to, że przeszłam tę drogę. Dzięki temu zrozumiałam, że bez względu na wiek każdy z nas powinien dbać o to, co je, jakimi ludźmi się otacza, jak często się rusza i czy zachowuje balans między życiem a pracą. Zależy mi, żeby od samego początku dawać dobry przykład mojemu synkowi i zaszczepić w nim dobre nawyki.
Czy uważa pani, że świadomość społeczna na temat chorób tarczycy jest wystarczająca?
Jest coraz większa, ale nadal za mała. Wciąż słyszę, że lekarze młodym 20-letnim kobietom wmawiają, że wynik TSH na poziomie 3-4 jest w normie i nie mają szukać na siłę chorób. Tak samo lekarze, jak i każdy z nas powinniśmy podchodzić do zdrowia holistycznie, bez względu na to, czy chodzi o tarczycę, trzustkę czy jelita. Każdy sposób na rozpowszechnianie wiedzy o chorobach autoimmunologicznych jest dobry, dlatego i ja w swoich mediach społecznościowych, np. na moim Instagramie, dzielę się swoją historią i pokazuję, że da się być silniejszym po diagnozie.