Prof. dr hab. n. med. Iwona Hus
Kierownik Kliniki Hematologii Państwowego Instytutu Medycznego MSWiA w Warszawie
Około 60 proc. osób z chłoniakiem rozlanym z dużych komórek B udaje się wyleczyć standardową chemioterapią. Pozostali będą wymagać kolejnej linii leczenia.
Czym charakteryzują się chłoniaki rozlane z dużych komórek B (DLBCL) i jak wygląda przebieg choroby?
Obecnie wyróżnia się już więcej chłoniaków, DLBCL jest jednak najczęstszy u osób dorosłych. Rocznie stawianych jest około 1,5 tys. nowych rozpoznań. Pacjenci to przede wszystkim osoby w wieku powyżej 65 lat, ale nie oznacza to, że nie mogą zachorować młodsi. Czynnikami ryzyka są, oprócz wieku, m.in. nawracające infekcje, stany zaburzenia odporności czy leczenie immunosupresyjne w leczeniu chorób autoimmunologicznych.
DLBCL należy do tak zwanych chłoniaków agresywnych, które rozwijają się bardzo szybko. Najczęstszym objawem jest niebolesne i szybko postępujące powiększenie węzłów chłonnych. Mogą to być węzły obwodowe i wtedy choroba jest wykrywana wcześniej, bo pacjent sam może wyczuć zmiany. Kiedy zajęte są węzły w obrębie jamy brzusznej czy klatki piersiowej, to rozpoznanie jest zwykle późniejsze. Jeśli choroba jest uogólniona, może dojść do objawów takich jak gorączka powyżej 38 stopni, zlewne nocne poty, a także osłabienie tak silne, że właściwie uniemożliwia codzienne funkcjonowanie.
Jak wygląda diagnostyka?
Polega ona na pobraniu węzła chłonnego metodą biopsji otwartej i przeprowadzeniu badania histopatologicznego. Bez niego nie jesteśmy w stanie ustalić rozpoznania i rozpocząć leczenia. To chłoniak agresywny, więc diagnostyka powinna być przeprowadzona bardzo szybko. To kluczowe dla rokowania pacjenta.
Gdzie pacjent powinien się zgłosić, jeśli stwierdzi u siebie niepokojące objawy?
Diagnostyka powinna się rozpocząć od lekarza podstawowej opieki zdrowotnej. Jeśli podejrzewa on chłoniaka, to powinien wystawić kartę szybkiej diagnostyki leczenia onkologicznego (DiLO). Pacjent trafia wtedy do poradni chirurgicznej, gdzie pobiera się węzeł chłonny. Są też dodatkowe metody, bez których ustalenie rozpoznania bywa niemożliwe, na przykład cytometria przepływowa czy badania genetyczne, które pozwalają doprecyzować rozpoznanie.
Ilu pacjentów zmaga się z postacią nawrotową albo oporną na leczenie?
Około 60 proc. chorych można wyleczyć i z taką intencją prowadzimy leczenie z wykorzystaniem standardowej chemioterapii. Chorzy z gorszym rokowaniem dostają dodatkowo przeciwciało monoklonalne. Około 40 proc. pacjentów będzie jednak wymagać leczenia kolejnej linii. Jeśli jest to osoba młodsza, możemy rozważyć wysokodawkową chemioterapię i kwalifikację do autologicznej transplantacji komórek krwiotwórczych. W III linii dostępna jest terapia CAR-T (wykorzystująca zmodyfikowane limfocyty T z krwi pacjenta, zaprogramowane tak, by działały przeciwnowotworowo – przyp. red.). Przed jej wprowadzeniem czas przeżycia pacjentów opornych na leczenie i nawrotowych był liczony w miesiącach, a teraz u 40 proc. osób są to co najmniej 4 lata. Mamy też inne nowe metody leczenia, które są zarejestrowane, m.in. przeciwciała bispecyficzne czy przeciwciało monoklonalne anty-CD19.
Jak można poprawić jakość życia pacjentów?
Staramy się stosować leczenie wspomagające i profilaktykę przeciwinfekcyjną oraz prowadzić terapię w warunkach ambulatoryjnych. Jest też rejestracja, zgodnie z którą pacjent oporny na leczenie w I linii lub u którego nawrót następuje w ciągu pierwszego roku, powinien otrzymać terapię CAR-T wcześniej, niż dopiero w III linii. Proces refundacyjny jest w toku i mam nadzieję, że będziemy mogli wcześniej stosować to leczenie.