Prof. dr hab. n. med. Krzysztof Kałwak
Katedra i Klinika Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu
Panie profesorze, o terapii CAR-T mówi się jako o przełomowej. W Polsce funkcjonuje ona od dwóch lat, w Europie o kilka lat dłużej. Dlaczego jest to tak duża szansa dla pacjentów hematoonkologicznych i jak wygląda proces kwalifikacji do leczenia?
To zupełnie inny rodzaj lekarstwa. Na ogół mamy do dyspozycji leki, które działają w naszym organizmie dwie godziny, dobę, niektóre tydzień. Natomiast komórki CAR-T, jeśli są w odpowiednim momencie wykonane, a terapia jest przeprowadzona w prawidłowy sposób, mogą działać w organizmie wiele miesięcy, a nawet dłużej. Przykładem jest nasz pacjent Olek, który komórki CAR-T przyjął ponad 8 miesięcy temu, a one nadal krążą w jego ciele i są w stanie zwalczyć komórki nowotworowe, jeśliby takie się pojawiły.
Kwalifikacją do terapii CAR-T w przypadku dzieci, jak na razie jest wznowa po przeszczepie, pierwotnie oporna postać lub druga i kolejna wznowa ostrej białaczki limfoblastycznej B-komórkowej. Oznacza to, że jest ona szansą przede wszystkim dla dzieci, u których dotąd stosowane terapie nie zadziałały.
Czym dokładnie jest terapia CAR-T? Jak działa ta metoda i jak możemy ją rozwijać w naszym kraju?
Metoda ta polega na podaniu pacjentowi zmodyfikowanych genetycznie komórek CAR-T, które krążąc w organizmie, są w stanie zniszczyć komórki nowotworowe. Rozwój CAR-T w Polsce powinien opierać się przede wszystkim na finansowaniu, którego do tej pory nie ma. My swoim trzem pacjentom mogliśmy podać terapię dzięki środkom pochodzącym ze zbiórek publicznych. Cena jednej terapii to ok. 1 300 tys. zł, jednak patrząc perspektywicznie na koszty, które ponosiłyby szpitale lecząc te dzieci innymi metodami, byłyby one na tym lub niewiele niższym poziomie.
Jak wprowadza się cząsteczki CAR-T do komórek? Czy może Profesor opowiedzieć o tym procesie?
W pierwszej kolejności przeprowadzamy u pacjenta aferezę limfocytów. To proces separacji komórek przy pomocy maszyny, którą nazywa się separatorem komórkowym. Te komórki są zamrażane (-196 stopni) oraz wysyłane w ciekłym azocie do laboratorium (w USA, Szwajcarii lub Francji), w którym dokona się modyfikacja genetyczna, nastawiona na niszczenie komórek nowotworowych. Tam te komórki są rozmrażane, izolowane są limfocyty T (komórki układu odpornościowego walczące z nowotworami, wirusami, itp.), następnie są aktywowane, namnażane. Kolejny krok to modyfikacja za pomocą wektora wirusowego. Do genomu limfocytów T wprowadza się gen kodujący CAR przeciwko cząsteczce CD19 (antygenowi obecnemu min. na komórkach nowotworowych białaczki B-komórkowej). W rezultacie otrzymujemy precyzyjne narzędzie do zabijania niechcianych komórek.
Polskie ośrodki mają już doświadczenie w realizacji terapii – które z nich stosują terapię i zdobyły certyfikację? Jakich kompetencji od specjalistów wymaga ten proces?
Na chwilę obecną mamy jeden ośrodek pediatryczny (Wrocław) oraz dwa ośrodki dla dorosłych (Gliwice i Poznań), które posiadają certyfikację do podania terapii CAR-T. Proces wymaga przede wszystkim dobrego zaplecza – musi ono spełniać kryteria ośrodka transplantologicznego z odpowiednim doświadczeniem.
Jaką szansą terapia CAR-T jest dla pacjentów pediatrycznych?
Wszystkie dzieci, którym podano terapię CAR-T, są to pacjenci, którym nie mieliśmy już nic innego do zaoferowania, poza terapią paliatywną, zatem jest to ostatnia szansa.
Jak wygląda szansa na całkowite przeżycie u pacjentów, u których zastosowano tę terapię?
Z punktu widzenia pediatrycznego jest to około 55-60 proc. dla pacjentów, którzy przed podaniem CAR-T mieli kilka procent na przeżycie.