Skip to main content
Home » Serce i krew » Powrót do zdrowia po udarze – jak długa jest to droga?
Serce i krew

Powrót do zdrowia po udarze – jak długa jest to droga?

udar
udar

„Byłem ostatnią osobą na świecie, o której bym pomyślał, że może mieć problemy ze zdrowiem” – o powrocie do pełnej sprawności po przebytym udarze rozmawiamy z aktorem, lektorem i trenerem biznesu Jackiem Rozenkiem.

Jacek Rozenek

Aktor, lektor i trener biznesu

W ostatnim czasie przeszedł pan pewne komplikacje zdrowotne, a dokładniej udar. Czy przed nim było coś niepokojącego w pana zdrowiu? Zwiastującego, że może on się wydarzyć?

Nie, nic tego nie zwiastowało. Byłem całkowicie zdrowym człowiekiem. Nigdy nawet nie byłem w szpitalu jako pacjent. Ćwiczyłem bardzo intensywnie crossfit (katorżniczy program ćwiczeń siłowych i kondycyjnych, przyp. red.). Byłem ostatnią osobą na świcie, o której bym pomyślał, że może mieć problemy ze zdrowiem. W skrócie ujmując całą sytuację – byłem okazem zdrowia. Trzy miesiące przed udarem zaczęły się moje problemy, gdy nie mogłem wyleczyć przeziębienia. Gdy trafiłem do szpitala, ponieważ zastanawiałem się, dlaczego tak jestem słaby, okazało się, że mam uszkodzone serce, co było powikłaniem po niewyleczonej grypie. Niedługo potem miałem udar.

Czy lekarze mówili, czy można było temu zapobiec?

Nie, dopiero w szpitalu dowiedziałem się, że jestem chory. Miałem frakcję serca, czyli wyrzut serca na poziomie 10 procent, zamiast ponad 50 procent, jak u zdrowego człowieka. To był dla lekarzy główny wskaźnik chorobowy. Po wielu badaniach dowiedziałem się, że moje serce doznało uszczerbku, ponieważ, tak jak mówiłem, przeszedłem komplikacje po przebytej grypie.

Jak teraz wygląda pana powrót do zdrowia i jak ocenia pan teraz swój stan zdrowia?

Bardzo dobrze wygląda. Żyję normalnie, ale uważam na siebie i przez cały czas kontynuuję rehabilitację. Obecnie jestem na zdjęciach, nagrywam powieść, czyli wróciłem już do życia zawodowego. Wszystko idzie ku dobremu, choć rekonwalescencja nadal trwa. Trwała ona przez rok i była bardzo intensywna, jednak będę kontynuował ją przez kolejne, minimum pół roku. Aktualnie czuję się bardzo dobrze, zostały tylko wspomnienia. Kondycja bardzo mi się poprawiła, jednak mam spastykę ręki i nogi (stan wzmożonego napięcia mięśni m.in. po udarze, przyp. red.), delikatnie ją odczuwam i może ją widać. Wiem, i tak też mówią mi lekarze, że jeszcze pół roku i nie będzie śladu po udarze. Wymaga to jednak dużego samozaparcia i chęci.

Jest pan także zaangażowany w promowanie nowej metody leczenia Stwardnienia Rozsianego, czy może pan nam opisać, jak wygląda społeczny obraz tej choroby?

Świadomość i wiedza na temat tej choroby wśród naszego społeczeństwa jest coraz większa. Dzieje się tak za sprawom wielu kampanii społecznych. Jest to choroba kontrolowana w dużej mierze, mimo że jeszcze kilka lat temu mówiło się, że musi skończyć się szybszą śmiercią. Oczywiście nadal jest to choroba nieuleczalna, jednak teraz można kontrolować każdy rzut, każde jej stadium.

Jaka z punktu pana widzenia jest ta nowa metoda?

Nowa metoda polega na aktywowaniu tworzenia się nowych komórek, co jest niezwykłą nowością w tej jednostce chorobowej. Myślę, że jeśli w jakimś stopniu może ona pomóc osobom chorym na stwardnienie rozsiane, to jest to dobra, innowacyjna metoda.

Jak zatem rozmawiać z osobami chorymi na SM?

Jeśli chodzi o same techniki rozmowy, to powinny być to techniki lekarskie. To, w jaki sposób prowadzić z nimi konwersację jest kwestią niezwykle indywidualna i zależy przede wszystkim od stadium zdrowia chorego i jego stanu psychicznego. Jest to niestety bardzo ciężka choroba, dlatego warto się tego nauczyć, by wspierać osoby na nią chore.

Next article
Home » Serce i krew » Powrót do zdrowia po udarze – jak długa jest to droga?
Onkologia

Bezpieczeństwo pacjentów jest dla nas najważniejsze

Pandemia COVID-19 sprawiła, że system opieki zdrowotnej został podporządkowany walce z nowym wirusem. Od początku jej wybuchu przypominaliśmy, że choroby nowotworowe nadal pozostają drugą najczęstszą przyczyną zgonów wśród Polaków i należy bezwzględnie zapewnić pacjentom dostęp do diagnostyki i leczenia.

Dr hab. Adam Maciejczyk

Dr hab. Adam Maciejczyk

Prezes Polskiego Towarzystwa Onkologicznego, Dyrektor Dolnośląskiego Centrum Onkologii

Jak poradziliśmy sobie z tą trudną sytuacją? Czego nas nauczyła?

Szacuje się, że w Polsce żyje obecnie ponad milion osób, które zachorowały w ciągu ostatnich 15 lat. Według statystyk, każdego dnia w Polsce u ok. 465 osób wykrywa się nowotwór. Ponad połowie z nich niestety nie udaje się pomóc, między innymi przez zbyt zaawansowaną postać choroby. Tak jest na przykład z nowotworami jelita grubego, gdzie ponad 60 proc. pacjentów trafia do szpitala w wysokim stadium zaawansowania. W chorobie nowotworowej czas ma kluczowe znaczenie, ponieważ wczesne wykrycie nowotworu daje znacznie lepsze rokowanie.

Aby przeciwdziałać sytuacji, w której znaczna część pacjentów onkologicznych pozostałaby bez opieki, Polskie Towarzystwo Onkologiczne wydało Zalecenia i rekomendacje Polskiego Towarzystwa Onkologicznego dla pacjentów onkologicznych i placówek onkologicznych w związku z epidemią wirusa SARS-CoV-2. PTO podkreślało, że najwyższym priorytetem jest zachowanie bezpieczeństwa i prawidłowości przebiegu wielospecjalistycznego leczenia radykalnego. Plan terapeutyczny mógł być modyfikowany wyłącznie wtedy, gdy nie stanowiło to zagrożenia dla życia i zdrowia pacjentów. Onkolodzy podejmowali decyzję każdorazowo indywidualnie, mając na uwadze bezpieczeństwo pacjenta.

Pomimo wdrożonych działań, w wielu placówkach onkologicznych zaobserwowano spadek nowych pacjentów, zgłaszających się z kartą DiLO. Jest to niepokojące zjawisko, ponieważ nie jest to równoznaczne z tym, że zapadalność na nowotwory spadła – wręcz przeciwnie. Według naszych analiz wynika to z faktu, że w ostatnim czasie przychodnie lekarzy rodzinnych były zamknięte i udzielały głównie teleporad. Nie wystawiały natomiast kart DiLO. Podobnie zresztą zamknięte były poradnie specjalistów, którzy wcześniej także kierowali na leczenie onkologiczne. W efekcie tylko w Dolnośląskim Centrum Onkologii liczba nowych pacjentów z kartą DiLO spadła o 50 proc.

W tej sytuacji zwróciliśmy się do NFZ z prośbą opinię czy istnieją inne, bezpieczne rozwiązania. Otrzymaliśmy odpowiedź, że istnieje możliwość zdalnego wystawienia karty DiLO przez lekarza POZ, z pominięciem kontaktu bezpośredniego. Lekarz POZ może wystawić e-DiLO na podstawie telekonsultacji. W momencie wystawienia e-DiLO dla pacjenta istotny jest tylko numer karty, który musi znać, aby zarejestrować się na pierwszą wizytę w centrum onkologii, również zdalnie.

Nowa sytuacja dotyczyła również pacjentów kontynuujących terapię. Organizacje pacjentów zaobserwowały, że pacjenci pozostający w stałej komunikacji ze swoim lekarzem, koordynatorem i ośrodkiem, lepiej poradzili sobie podczas pandemii. Sprawny kontakt umożliwiał przesuwanie terminów wizyt lub zmianę ich formuły na telekonsultacje. Z perspektywy mojego ośrodka – Dolnośląskiego Centrum Onkologicznego – sytuacja wyglądała podobnie. Ponieważ w naszym województwie trwa pilotaż Krajowej Sieci Onkologicznej, jeszcze przed pandemią zatrudniono więcej koordynatorów opieki.

Rola koordynatora w czasie pandemii jest nieoceniona. Obecnie naszym głównym celem jest zapewnienie ciągłości opieki pacjentom w trakcie terapii, a nowym pacjentom ułatwienie rozpoczęcia leczenia. Lekarze bardzo doceniają pojawienie się koordynatorów, ponieważ często wykonują oni zadania, które w tradycyjnej formie opieki onkologicznej spadały na lekarza: edukują pacjenta i pomagają mu sprawnie i szybko przejść przez ścieżkę diagnostyki i leczenia. W efekcie lekarz ma więcej czasu na pracę bezpośrednio związaną z jego zadaniami. Najwięcej jednak zyskał pacjent – nie tylko ma do kogo zwrócić się o pomoc, ale również w spokojnej rozmowie może zgłosić dodatkowe pytania, problemy lub wątpliwości. Należy podkreślić, że ważnym elementem pracy koordynatora, który towarzyszy pacjentowi od początku procesu diagnostyki onkologicznej, jest jego dostępność w każdej chwili. Pacjenci bardzo dobrze ocenili koordynatorów w ankiecie satysfakcji pacjentów. Na Dolnym Śląsku nie odnotowaliśmy problemów w dostępie np. do radioterapii, która była dobrze zorganizowana od początku pandemii.

Utrzymanie reżimu sanitarnego w szpitalach onkologicznych zapewne potrwa jeszcze długo. Dlatego bardzo istotne jest stałe zapewnianie środków ochrony osobistej dla personelu medycznego oraz testów dla pacjentów i personelu medycznego. Lekarze i pacjenci powinni mieć także dostęp do pomocy psychologicznej w celu zachowania dobrostanu psychicznego. Organizacja opieki w nowej rzeczywistości jest trudnym wyzwaniem, przede wszystkim kosztochłonnym. Szpitale onkologiczne chcąc zapewnić swoim pacjentom najwyższy stopień bezpieczeństwa wzięły na siebie wszystkie wydatki z tym związane. Ministerstwo Zdrowia już teraz powinno myśleć o tym, jak zapobiec katastrofie finansowej w onkologii i zabezpieczyć placówki onkologiczne.

Next article