Rozmowa Eweliny Zych-Myłek, prezesa fundacji Instytut Świadomości z Prof. Maciejem Lesiakiem, Kierownikiem I Kliniki Kardiologii w Szpitalu Klinicznym Przemienienia Pańskiego w Poznaniu.
Prof. Maciej Lesiak
Kierownik I Kliniki Kardiologii w Szpitalu Klinicznym Przemienienia Pańskiego w Poznaniu
Ewelina Zych-Myłek
Prezes Fundacji Instytut Świadomości,
W ramach projektu Pacjent ze Świadomością
Wiele mówi się o przyczynach nadmiernej zachorowalności i śmiertelności z powodu choroby COVID-19 wśród pacjentów kardiologicznych, czy lekarze wciąż odkrywają nowe zależności?
Aby usystematyzować zacznijmy od początku. Chorzy na serce to najczęściej pacjenci starsi, po 65 r. ż., mający szereg chorób współistniejących, są więc najbardziej narażeni na ciężki przebieg choroby i zgon z powodu koronawirusa. Odporność u tych pacjentów również jest słabsza, ich układ immunologiczny nie radzi sobie z powstrzymaniem infekcji. Dostrzegam również drugą przyczynę, o której rzadko się mówi. Mianowicie, ci pacjenci nie zawsze są leczeni w sposób właściwy tj. zgodnie ze standardami towarzystw naukowych.
Mamy dane z Hiszpanii, które pokazują, że w tym kraju z powodu epidemii liczba zabiegów angioplastyki pierwotnej w zawale serca spadła o 50 proc. Nie znaczy to, że spadła liczba zawałów, bo tu należy spodziewać się tendencji odwrotnej! Tak znaczący spadek liczby zabiegów z pewnością ma ogromny wpływ na wzrost śmiertelności. To zjawisko obserwuje się niestety również w innych krajach, też w Polsce. Dramatycznie spada także liczba zabiegów planowych, są nawet ośrodki, które w ogóle nie wykonują takich zabiegów. W moim szpitalu, ponieważ jesteśmy nastawieni na naprawdę ciężkich chorych, leczymy nadal, ponieważ każde odroczenie zabiegu narażałoby naszych pacjentów na poważne konsekwencje zdrowotne.
Czyli chory, który jest zarażony lub podejrzany o zarażenie ma mniejszą szansę, że będzie leczony odpowiednio do swojego stanu?
Niestety tak. Taki pacjent zwiększa ryzyko dla personelu medycznego i innych chorych, które jest większe właśnie w bezpośrednim kontakcie z pacjentem podczas zabiegu, przy intubacji czy reanimacji. Niektóre kraje, takie jak Chiny wydały zalecenia, aby nie leczyć zabiegowo wszystkich zawałów serca u pacjentów z koronawirusem.
W celu minimalizowania ryzyka zakażenia kadry medycznej pacjentom tym podawane jest leczenie farmakologiczne, tzw. fibrynoliza, której skuteczność jest znacznie mniejsza. Jednak w krajach, gdzie szpitale pękają w szwach, a procent zakażenia kadry medycznej jest wysoki, personel podejmuje tak trudne decyzje. Nasz szpital na ten moment ma odpowiednie moce przerobowe, aby leczyć chorych w sposób klasyczny. Nie jesteśmy również szpitalem zakaźnym jednoimiennym, przyjmujemy naszych pacjentów wciąż 24h/dobę.
Czy są inne niż medyczne przyczyny zwiększone liczby zgonów u pacjentów sercowych?
Ostatnio czytałem amerykańskie badania pokazujące, że ponad połowa badanych pacjentów kardiologicznych świadomie nie szuka pomocy. Boją się wirusa i sami często dzwonią i odwołują wizyty, kiedy akurat nie czują się bardzo źle. Dodatkową trudnością jest to, że wiele poradni i gabinetów jest zamkniętych, trudno ustalić termin wizyty. Pacjenci czują się zniechęceni bezproduktywnym oczekiwaniem na linii czy szukaniem gabinetu.
Ponadto wyjście z domu, a więc zwiększenie ryzyka infekcji u pacjentów kardiologicznych poważnie naraża zdrowie i życie chorych. Z drugiej strony, nieotrzymanie na czas odpowiedniego leczenia i konsultacji również jest groźne dla zdrowia. Dla pacjentów ambulatoryjnych doskonałym rozwiązaniem jest telemedycyna. Obecnie w poradniach I Kliniki Kardiologii około 90 proc. porad jest udzielana „online”, pacjenci bardzo to sobie cenią.